Dobra, sorry, trochę nas nie było, ale w zasadzie wszystko, co było do powiedzenia, podsumowują komiksy. To znaczy tak – udało się nam wejść przez przypadek na kolegę, który przez miesiąc zapowiadał się naprawdę dobrze, po czym skończyło się jak zwykle. Teraz to już serio tylko praca, sport i farbowanie odrostów. Tu jesteśmy mistrzami świata i czternastu sąsiednich galaktyk.
I teraz dochodzimy do sedna ponieważ same już nie wiemy, jak nie popełniać tych samych błędów po sto razy z uporem godnym Edyty Górniak, czyli co akcja to wtopa. Bo w sumie spotykamy człowieka, jakiś obiad tu, jakieś kino tam, nic wielkiego, ani szczególnie zobowiązującego. I nagle kolega oznajmia, że nie, ale nie, w ogóle nie i nigdy przenigdy ever nie. Bo się nie zakochał.
No i takie małe zaskoczenie, bo teraz nie wiadomo, oddawać tą białą sukienkę do sklepu? Odwoływać ślub? Orkiestrę zwalniać…? Ale zaraz, znamy się dwa tygodnie, więc plany nawet nie to, że były nieokreślone, ale ich tak jakby wcale nie było. No peszek, bo jak mu tu teraz powiedzieć, że po dwóch tygodniach, 5 spotkaniach i jednym winie, to nawet nie wiadomo, czy my się lubimy? No teraz jak się nie zakochał, to i tak nie ma sensu.
Inwestygując bliżej temat okazało się co następuje. Otóż na pierwszym spotkaniu nie ugięły się mu kolana, wszystkie noce przespał jak dziecko zamiast słuchać najbardziej depresyjnych kawałków Adele, a dodatkowo nie ma ściśniętego żołądka na każdy dźwięk telefonu. I nagle czujemy się jakby nas magicznie cofnęło do liceum, gdzie faktycznie zdarzało się skreślać znajomości, bo kolega nie kochał Pear Jam/SnoopDooga/CypressHill. Tylko to jednak było 10 lat temu i trochę od tego czasu zrozumiałyśmy, że słuchanie tej samej muzyki i uwielbianie tych samych filmów to za mało na budowanie wielkiej miłości.
Powoli zaczynamy się zastanawiać, czy książę na białym koniu w wersji księżniczka w różowej koronie to aby nie jest wymysł…facetów. Po konsultacjach międzyresortowych zakrojonych na skalę a’la Ewa Kopacz dochodzimy do wniosku, że ani my ani nasze koleżanki nie spodziewają się, że któregoś dnia wejdą na imprezę, a tam będzie On. Cały piękny i pachnący. I wtedy wybuchną fajerwerki, w tle rzeczona Adele, a z nieba posypią się brokat, cekiny i confetti, a biały jednorożec spłynie po tęczy. I spojrzycie sobie w oczy i on będzie wiedział i ty będziesz wiedziała, że to to, i tak musiało być i się nie wydaje. Więc jedna jedyna szansa, żeby on się zakochał, to może nosić ze sobą ten brokat i cekiny. Tak na wszelki wypadek.
Ale w sumie nie wiemy, bo jak mówiłyśmy na wstępie, zasadniczo na facetach to my się całkowicie, ale to absolutnie i do bólu nie znamy.
Featured photo by martinak15 a Creative Common license